Używamy Cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Dalesze korzystanie z tego serwisu oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Dowiedz się więcej o naszej polityce prywatności

Zamknij

18 - 29/06/2021

Galeria

To, że ziemia jest podzielona na miliony kawałków, a większość z nich ma swoje właścicielki lub zarządców, których musimy zapytać o zgodę, gdy chcemy coś zrobić na jednym z nich, wydaje się dziś racjonalne. A czy nie jest absurdalne? Może o zgodę powinniśmy pytać opiekunów i opiekunki ziemi, którzy podejmując decyzję, mają na uwadze przede wszystkim jej dobrostan, a nie swój interes? Do połowy XIX w. ziemia i praca ludzka na ziemi były związane z tym, co lokalne: rodziną, sąsiedztwem, rzemiosłem. W Anglii proces grodzenia ziemi uczynił z niej i pracy ludzkich rąk – towar. Maszyny przejęły trud ludzki, a praca przeniosła się do fabryk. Narodził się kapitalizm. Na początku XX w. w krajach komunistycznych kolektywizowano ziemię. Naziści uzasadniali wybuch II wojny światowej potrzebą ziemi do życia – ideologią Lebensraum. Po II wojnie intensywny przemysł w USA doprowadził do wyjaławiania ziemi. Ludzie dostrzegli, że ziemi trzeba bronić. Ziemia z perspektywy statku Apollo okazała się krucha, delikatna. Aktywistki i aktywiści przejęli hipotezę Gai, zaproponowaną przez biologa Jamesa Lovelocka, i zaczęli mówić o współzależności człowieka i procesów ziemskich. Dziś około 12 proc. powierzchni Ziemi zostało uznane przez ONZ, UNESCO i państwa narodowe za „publiczną własność”. 1/3 lądów z kolei zajmuje intensywne rolnictwo, trawiąc je. Kto – państwa, obywatele, międzynarodowe organizacje, społeczeństwa – ma prawo nazywać się właścicielem ziemi i dlaczego? Kto o tym decyduje? Czy w ogóle powinniśmy ziemię dzielić, czy – jak proponuje Lovelock – traktować ją jako jedną, żywą istotę planetarną? Dlaczego te pytania dziś wracają?

Może straciliśmy wrażliwość prostego rozumienia świata, które pozwalało nam być bliżej ziemi? Philippe Descola, antropolog badający relacje między człowiekiem a naturą, zwrócił uwagę, że w kulturach nieprzemysłowych nie istniało między nimi ostre cięcie. Świat zachodni zamknął współzależność człowieka i przyrody w baśniach, legendach, mitach i uznał je za infantylne. Bajkowe współistnienie ziemi, zamieszkujących ją milionów gatunków istot oraz człowieka pozwala nam znaleźć empatię dla braci mniejszych, którą odrzuciliśmy w epoce pary. Dziś, w „odczarowanej” współczesności, wydaje się jedynym sposobem na ratunek dla planety (i ludzkości). Po latach zachwytu nad tym, co mogą ludzkie ręce i maszyny, ludzki umysł i komputer, musimy wrócić znów na ziemię. Bo te ręce i maszyny, nasze sieci neuronalne i przetwarzanie danych mogą tylko tyle i tak długo, jak pozwoli nam na to ziemia.

Jak się masz, ziemio? Nieswojo. Co powinno być kluczowe w naszej relacji z ziemią w świecie, w którym wciąż wierzymy we wzrost gospodarczy, w świecie ginących gatunków fauny i flory i wyjałowienia gleby? Czy to baśniowe pytanie o samopoczucie ziemi może przywrócić nam wrażliwość? Gdyby była naszą przyjaciółką, każda i każdy z nas zrobiłby wszystko, żeby znów poczuła się swojo.

Joanna Pańczak
kuratorka Generatora Malta